sobota, 7 czerwca 2014

Długo czekałam

na diagnozę ,która już dawno była dla mnie oczywista .No ale brakowało tego świstka papieru potwierdzającego obecność BB w moim wnętrzu.Te wszystkie dni które były dniami koszmarnego oczekiwania by nie bolało , by choć trochę było lepiej .Te codzienne dawki przeciwbólowców ,które zaburzały mój kontakt z rodziną ,przyjaciółmi ,znajomymi .Jedyne marzenie dnia położyć się i mieć spokój .Równia pochyła ...przestałam mieć nadzieję ,że kiedyś będzie lepiej ,że będzie normalnie .Walka ,walka ,by nie było widać jak cierpię ,by móc pracować ,uśmiechać się do ludzi i dzieci .Jak to robić gdy coraz gęstsza deprecha i niemoc ogarnia duszę i ciało. Dotarłam do punktu w którym ból kręgosłupa zatrzymał mnie w miejscu i nie mogłam już  udawać ,nawet przed sobą ,że jutro będzie lepiej .Bo nie będzie .Jak poradzę sobie z życiem ,ile mogę tkwić na utrzymaniu rodziny ? Przez ostatnie kilka lat gdy raz było lepiej ,raz gorzej starałam się dokładać swoim wysiłkiem do rodzinnego budżetu ,inaczej byśmy nie przetrwali...
A teraz ,nie mogę nic ..W tym momencie ostatnie 2 stówy wydałam na badanie W.B w kierunku boreliozy .Oczytana byłam w temacie od dawna ,spory zbiór opracowań naukowych znalazł się w moim prywatnym folderze .Już kilka lat temu gdy objawy świadczyły o chorobie,postanowiłam ,że poczekam ,bo i tak nie mam innego wyjścia .Po pierwsze pieniądze których nie miałam na leczenie antybiotykami przez wiele miesięcy .Po drugie brak wolnego ..takie życie ,takie realia .Musiałam dać radę .Oswoiłam tę moją borelkę ,cieszyłam się lepszymi dniami kiedy pojawiała się energia a ból nie był powalający,wtedy nadrabiałam zaległości i w pracach domowych i w kontaktach ze światem ,znajdowałam szczęście w fotografowaniu i starałam się żyć mając nadzieję ,że może kolejny dołek będzie płytszy .

WYNIK DODATNI


Zdenerwowana szłam po odbiór wyniku .W windzie zrobiło mi się słabo ,żałowałam ,że nie mam łyka wody ,na stres reaguję kompletną suchością w paszczy .Kurcze ,myślę przecież to nie wyrok ,to nie śmiertelna choroba  tiaaaa... o ile ktoś z bezradności sam sobie życia nie odbierze a taki wariant pojawiał się w mojej głowie coraz częściej.Laborantka na moją prośbę pierwsza obejrzała wynik ,
no niestety  dodatni w klasie IgM-czyli aktywna infekcja ,
oj jak bardzo jest aktywna to czułam na ciele i umyśle .
Citrosept brany przed badaniem zrobił swoje ,pojawiły się przeciwciała i chwała im za to bo nie muszę gdybać.
Co dalej? ,właściwie nadal jestem pod ścianą.
Mam z tym iść do zakaźnika ? I co dadzą mi antybiotyk na miesiąc .Stwierdzą ,że jestem wyleczona .
Przez ostatnie 2 lata odwiedziłam kilku lekarzy ,wcześniej unikałam ich jak ognia .Może i dobrze bo ostatni antybiotyk brałam jakieś 18 lat temu.Doczekałam do 50-tki za namową córek postanowiłam zrobić bilans i badania ogólne ,wspomniałam lekarce o problemach z nogą ,po godzinnym spacerze bardzo słabła ,bolał mięsień uda i pojawiał się problem z wchodzeniem po schodach ,a musiałam jakoś wejść do tego często z dużym obciążeniem ..Zmęczenie napadowe dawało się we znaki ,ok 13 byłam już do niczego .Rano bardzo trudno było się rozbujać ,wstawałam w takim stanie jakbym całą noc nie spała .Ledwie mogłam za pomocą sprzętów doczłapać do łazienki .Sztywność koszmarna .Byle szybko coś zjeść by na czczo nie faszerować się tabletkami .Pożerałam wszystko .Przez jakiś czas pomagała kompozycja Amertilu na uczulenie i Naxii albo Voltaren czy Opokan Niestety chciało się po tym spać .Zresztą spać się chciało prawie codziennie .Przez jakiś czas popijałam Yerba-mate podnosiła na duchu i dodawała energii.
Na rozlany ból mięśni i stawów nie pomagało NIC.
Szukałam ratunku : rujnowałam się na MYALGAN -rozluźniał mięśnie  ,stosowany w fibromialgii ,jednak musiałam go brać przynajmniej 4 tabl dziennie 2rano i 2 popołuniu  ,dopiero po 2 tyg wyczuwałam poprawę aczkolwiek w dniach nasilenia objawów i on nie pomagał ,a niestety sporo kosztował .
Dokuczały mi migreny na szczęście 1-2 razy w miesiącu ale takie trudne do zniesienia .
Magnez i B-complex brałam codziennie .wmawiałam sobie ,że pomogą ,jednak dni niemocy pojawiały się regularnie .Wcześniej był w miesiącu taki gorszy tydzień ,ostatnio trudno było o kilka lepszych dni ciągiem .
Poczucie choroby towarzyszyło ciągle od stanu złego po stan nie do życia .
Przestałam czytać ,pisać ,rozmawiać .Nie byłam sobą .Stałam się marudą co mówi już tylko co ją boli ...jeżeli mówiłam bo nie chcąc się użalać ,wolałam nic nie mówić .
Noga bolała coraz bardziej ,czy chodziłam czy nie .W nocy budził taki nerwoból ,że trudno było o wypoczynek.MASAKRA .Lekarka rodzinna dała skierowanie do przych. chorób zakaźnych ,odczekałam swoje ,prawie 4 miesiące -poszłam ,powiedziałam co dolega ,zrobili Elisę -wyszła ujemna ,odprawili z kwitkiem ,Na dzień dobry lekarka ze słodkim uśmiechem powiedziała
 "Nie ma pani boreliozy "
-więc  co mam ? Pytam .
Nie wiem... trzeba pogłębić diagnostykę ;neurolog ,reumatolog ...  do widzenia .
Wzięłam opis .a tam: ble ble ble ...  pacjentka wielokrotnie  kłuta przez kleszcze ,-(to prawda) ,
jednorazowo obserwowany rumień,gorączka 39 st  -leczenie Doxycyklina -10 dni (też prawda )
Stan kliniczny nie świadczy o boreliozie ,dalsza diagnostyka ..reumatolog ,neurolog .
Kurcze stan kliniczny taki ,że żyć się odechciewa babo głupia ...no ale...to było do przewidzenia .
Dlaczego nie zrobiłam wtedy Western Blota ? Nie wiem .Szkoda mi było wydawać na siebie tych 2 stów ,wolałam dziecku kupić ubranie czy buty .Wydatków nie brakowało a kasy ciągle za mało .
Chyba też chciałam się łudzić ,że to fibromialgia albo coś ...
Nie chciało mi się wierzyć ,że tyle lat zmagam się z tym paskudztwem .

 WSPOMNIEŃ CZAR

A zaczęło się tak ...
Przez 2 sezony mąż był kierownikiem ośrodka rekreacyjnego  sobotnio-niedzielnego, latem były turnusy tygodniowe dla pracowników .
Blisko Wrocławia -Oborniki Śl .fajny mikroklimat ,ośrodek podupadły ale przez kilka mies. udało nam się przywrócić mu świetność .Zaledwie kilka domków ,ale fajny teren ,domki dobrze wyposażone i klimatyczne -góralskie ,skanalizowane ,Można było w 7 osób w nich spać .Bardzo miło ,ogniska wieczorami ,grille pod domkami .Bardzo miło wspominam ten czas ,choć dla nas był okresem obowiązków .
Las blisko ,więc wędrówek po zaroślach w poszukiwaniu ,to jagódek ,to grzybków lub zwyczajnie dla relaksu całe mnóstwo .Właściwie codziennie byłam w lesie  i średnio 2-4 razy w tyg przynosiliśmy na swoim ciele niechcianego lokatora .Wieczorem były oględziny ,czasami dopiero na 2 dzień okazywało się ,że gdzięś tam zaswędziało i to coś okazywało się małą czarną kropką z nóżkami.Wyciągaliśmy łapiąc owada paznokciami ,zwykle z oporami ale wyłaziły w całości .Rozgniatało się gnojka czymś twardym i po sprawie ,psik psik jakimś spirytusem .Na 2 dzień ślad jak po komarze .

O boreliozie ,dopiero zaczynało się wspominać ,ale na 1 miejscu było odkleszczowe zapalenie mózgu.Nie było internetu ,wiedza nie roznosiła się tak szybko .Pamiętam ,że jedna z młodych mamuś przyszła do mnie zrozpaczona bo jej 8 mies. synka kleszcz użarł w rączkę .Siedział sobie w ślicznej fałdce w zgięciu łokcia .Ja obyta z tematem sprawnie wyciągnęłąm intruza ,spryskaliśmy jakimiś perfumami i było o.k. Przynajmniej do końca ich wyjazdu .Co było dalej nie wiem .Ogólnie wszyscy traktowali kleszcze jako nic strasznego ,wyciągali ,wykręcali i po sprawie .Nie słyszałam by ktoś miał jakieś objawy zakażenia .Jednak jak się okazuje teraz wcale nie trzeba być świadomym obecności krwiopijcy .
Sezon właśnie się zaczynał ,rodzinki na wywczas przyjeżdżały ,trzeba było być w pełni dyspozycyjnym ,a tu COŚ mnie powaliło ,pod kolanem czerwona zmiana ,jak po ukąszeniu owada ,w ciągu kilku dni powiększyła się znacznie objęła pół uda ,mocno ucieplona ,następny dzień gorączka ,39 st,padłam ,jakieś przeciwgrypowce brałam bo wszystko bolało ,powiększone i bolesne węzły chłonne w pachwinie .
Ogólnie samopoczucie bardziej do umierania niż do życia ...Do lekarza daleko ,książeczka z wbitym ubezpieczeniem została we Wrocławiu ,nijak się wyrwać .Myślę albo przejdzie ,albo umrę ,jak będzie bardzo źle to wezwę pogotowie .Tak że 4 dni przeleżałam jak kłoda ,gorączka spadła do 37.5 ale noga boli jak diabli ,przyjechał kolega maluchem i podwiózł do Ośrodka Zdrowia .Tam paniusia w rejestracji ,że nie przyjmie bo nie rejon ...szlag ..żle się czuję ,nie chcę fatygowć kolegi . Pamiętam ,że wykupiłam tzw .cegiełkę 20zł i łaskawie przyjęli .Młody lekarz coś tam pomamrotał ,że na terenie Obornik nie było zakażeń ,że teren nie endemiczny ,nie było żadnych Zapaleń Mózgu ,o boreliozie nawet nie wspomniał , i chyba z łaski że zapłaciłam za wizytę dał Doxycyklinę na 7czy 10 dni . I tyle .
Antybiotyk wzięłam, objawy zakażenia zniknęły ,chociaż rumień ustępował bardzo powoli a noga bolała chyba z miesiąc .Co było potem ? Było różnie ,ale niedługo po tym zaczęło mi dokuczać nieuzasadnione zmęczenie ,zdarzały się silne bóle głowy .Gdzieś w podświadomości miałam ,że człowiek zmęczony to osłabiony i pewnie niedożywiony i z tego powodu chyba zaczęłam częściej jeść .Chciałam poprawić sobie samopoczucie fizyczne i psychiczne jedzonkiem ,takim podgryzaniem nie obżarstwem i to niestety owocowało przyrostem kochanego ciała ,przez 3 lata przytyłam kilka kg ,nie było dramatu ,jednak czułam się strasznie gruba .Gruby-zmęczony to norma ,więc specjalnie się nie użalałam .Bywały grypowe bóle mięśni bez grypy -myślę reumatyzm .Boli głowa -pogoda .Serce -pewnie nerwy .Kolano -za dużo się złaziłam ..I tak minęło kilka lat .Popołudniowe zmęczenie dawało się we znaki ,byłam mniej wytrzymała ,przestałam jeździć na rowerze bo bardzo się męczyłam ,dawniej kochałam słońce teraz byłam na nie nadwrażliwa ,bez okularów nie mogłam ,wszystko zaczęło mi śmierdzieć ( wyczulenie węchu) Emocje napięte ,często płakałam .Czułam że coś jest na rzeczy ale nie wiedziałam co .Raz nawet zemdlałam ,w domu wstałam z wersalki ,oglądaliśmy jakiś film całą rodzinką ,i mnie odcięło -całkiem miłe uczucie .Ocknęłam się powoli wychodząc z błogiej nieświadomości ,Mąż układał mi wyżej nogi ,powiedziałam już do was wracam....Nic mnie nie bolało ale postanowiłam zrobić jakieś EKG -wszystko było o.k.
Przy okazji badania ogólne -wszystko w normie .To se myślę jestem zdrowa ,a zmęczenie pomoże mi pokonać nowy członek rodziny.Tia już od kilku lat namawiałam męża na kolejne dziecko.
Dziewczynki miały 16 i 11 lat a mi tak bardzo się marzyło być znów młodą mamusią ,
chodzić w ciąży ,karmić .
 Kurcze dopadło mnie niesamowicie .Wymarzyłam sobie maleństwo i gotowa byłam na wszystko .
Marzenie stało się rzeczywiste i zamieszkało między nami ...
Liczyłam na kopa od natury ,miałam tyle energii przy wcześniejszych macierzyńskich doświadczeniach
.Ale się przeliczyłam .Już na początku nie czułam  się dobrze ,ale 1 trymestr bywa trudny ,mdłości ,jakieś krótkie pobolewanie i symboliczne krwawienie .Wyniki dobre .
Od 4 miesiąca narastające spinania ,twardnienia brzucha ,dokuczliwe ,nie pozwalające na długie spacery ,przetrwałam oszczędzając się o tyle o ile okoliczności pozwalały do 7 mies .
potem szpital i tabletki przeciwskurczowe.Słabo z samopoczuciem i emocjami .Jednak radość z oczekiwania na maleństwo przewyższała niedogodności .Ogromne wsparcie wyrozumiałych ,kochających córeczek. Starsza przejęła dowodzenie ,wyprawiała młodszą do szkoły ,ja byłam rano nie do obudzenia.Zastawałam po przebudzeniu na ławie świeżutkiego omleta (uwielbiałam je pod koniec ciąży) i czuły liścik .Mając tak wspaniałe córeczki wcale się nie dziwię ,że marzyłam o jeszcze jednej .Wszyscy byli dzielni ,jak byłam w szpitalu ,odmalowali mieszkanie.Mąż zrobił różowy kącik ,nawet piec kaflowy który tam mieliśmy stał się różowy a gdy córcia się urodziła mówił z dumą kolegom ,tym co dowcipkowali że babski krawiec
 " Grunt to SPECJALIZACJA'

 NARODZINY

Radość z narodzin przyćmił fakt ,że bez problemów się nie obyło ,Najpierw przeziębiłam sie okrutnie w same święta B.N. kaszlałam i kichałam ,taki apsik mnie złapał w momencie gdy się po coś schylałam ,usłyszałam jakiś trzask i okropny ból w boku .Jej pękłam ,jak KUBUŚ PUCHATEK .Do śmiechu mi nie było ,przeleżałam kilka dni nie mogąc się ruszać ani samodzielnie ubrać ,W sylwestra spionizowałam się na tyle by zrobić sałatkę i posnuć się po domu ,Na nic więcej nie miałam siły .2 stycznia nad ranem odeszły wody ,do porodu teoretycznie miałam ponad 3 tyg.Ale teoria często mija się praktyką w tej kwestii szczególnie .Wody tak się ze mnie wylewały jeszcze ponad 2doby ,brzuszek zmalał ,maluszek się denerwował a tu nic ,żadnych skurczy ,żadnego porodu .Czekać -kurcze na co aż się moja rybka wysuszy?? i tak okazało się że jeszcze nie fiknęła głową na dól .Proszę ,zróbcie cesarkę ...ani myślą  ...proszę dużo pić ,wody się odnawiają ...a one chlup za każdym razem gdy się poruszyłam ,bałam się o córeczkę .W końcu wywołali poród ,najpierw tabletka -oksytocyna ,-nic potem kroplówka i zaczęło się -godz 20
 -4 stycznia 1999.Rodzę dziecko w położeniu pośladkowym ,udało się ustawić stópki i tak ok 1 w nocy -JEST.Bolało, oj bolało ale nic to .Słucham ,cisza ,bieganina ...boję się zapytać co się dzieje .Nikt mi dziecka nie pokazał .Matko ,najgorsze minuty w życiu . W końcu z odległego pomieszczenia słyszę płacz noworodka  .Pytam cicho- to moje? Jeszcze nie znałam płci . Pielęgniarka mówi tak -córka ,wszystko dobrze ,dopiero po kilkunastu minutach mogłam ją zobaczyć .Wcześniej mignęło mi przed oczami dziwnie szare ciałko.Buzia już zaróżowiona .Wpatrywałam się zastanawiając czy przypadkiem nie wygląda jak dziecko z zespołem  Downa lub innym widocznym defektem . Nie wiem dlaczego tak myślałam ,przecież miałam chyba 3 krotnie USG -gdyby było coś nie tak powiedzieliby mi raczej.Dostała 8 pkt. -Z napięciem mięśni i z oddechem był mały problem.Miałam 36 lat i wydawało mi się ,że mogę być w grupie ryzyka .
Zmęczona ale szczęśliwa ,że obyło się bez krojenia zajmowałam się córeczką ,wtedy jeszcze bezimienną bo nie mogliśmy się zdecydować .Na 2 dobę mała ma silną żółtaczkę ,ja nie mam pokarmu ,płaczę ,dopajam wodą z glukozą , w końcu proszę pielęgniarkę by dokarmili ,mała się denerwuje ,mleko nie leci .W końcu zasypia tak mocno i wcale się nie budzi . Jak na przedwczesne narodziny ma niezła wagę 3.600 ale ta wago obecnie zaczyna spadać ,martwię się . Kolejnego dnia informują mnie ,że dziecko zostanie odwiezione karetką do innego szpitala na Oddz. Patologii Noworodka .Dopiero 2 dni od porodu ale proszę by mnie wypisali ,nie wyobrażam sobie nocy w szpitalu z dala od córeczki .Wszystko boli ,wiadomo najbardziej co... siedzieć się nie da  a ile można stać przy inkubatorze .
Moja plażowiczka wygląda jak na Hawajach ,ciemne okularki chroniące oczy ,brzoskwiniowa" opalenizna"-żółtaczka ,podobno hiper -bilirubina ,w łapce kroplówka ,ale ogólnie wyluzowana w tym ciepełku,pod główką cinka poduszka w palemki .Krzywda jej się nie dzieje ,fototerapia to standard ,sporo dzieci ma żółtaczkę fizjologiczną .Wracam do domu ,jestem osłabiona a w szpitalu nie ma warunków na nocowanie ,na twardym stołku całą noc nie usiedzę . Przyjeżdżąm nazajutrz ,nic się nie zmieniło ,pytam czy mogę pokarmić ,ale to wymaga odpięcia małej od inkubatora -pielęgniarka odmawia .Głaskam maleństwo ,nóżki ma fioletowe ,prawie całe , biorę oliwkę i masuję te małe nożyny o śmiesznie długich jak u męża paluchach .Cały nasz kontakt..W domu ryczę i się doję ,jeszcze z mlekiem słabo ale postanowiłam ,że będę karmić i dopnę swego .Przez kolejne 5 dni wycieczki i powroty ze szpitala .Raz mało mi dziecka nie upiekli ,temperatura w inkubatorze niebezpiecznie wzrosła ,mała czerwona jak kurczak na rożnie ,inkubator włączył alarm a piguły nic siedzą w dyżurce i gadają . Udaje mi się porozmawiać z lekarzem bo do dziś nie wiem co się dzieje ? Co jest mojemu dziecku? Bilirubina pomału spada ,mała źle reaguje na mieszanki ,więc nie przybiera na wadze .Spokojna ,zbyt spokojna ...lekarz mówi ,że wysoka bilirubina może uszkodzić mózg -brzmi to strasznie .Dowiaduję się ,że mała ma zakażenie wewnątrz maciczne ,ale nie wiedzą jakie .Na rączce w ok. łokcia miała czerwoną zmianę ,rozcięli ale nie uzyskali ropnej treści ,sami nie wiedzą co jest grane ,prześwietlili kościec .Nie mogę spokojnie patrzeć na te doświadczenia ,pobieranie przy mnie krwi z żyłki na głowie -bezskuteczne bo krew krzepnie  i 2 kolejne próby ..wprowadzają mnie w stan desperacji .Idę do lekarza ,proszę o wypisanie na własne żądanie .Chlipiąc dzwonię do męża,przyjeżdżaj z wyprawką ,nosidełkiem -wychodzimy !

LEPSZY CZAS

I tak jakoś pomału wszystko co złe mija ,karmię nadgorliwie ,zapominając o sobie ...gdy mała ma 6 tyg  łamię sobie rękę  i pielęgnacja dzidziusia nieco się komplikuje ale mam rodzinę ,pomoc ,wsparcie .Jest prawie O.K  czasami mam wrażenie ,że Emi jest zbyt nerwowa ,zachłanna na moją obecność ale po takim nieszczególnym początku oddaję się Jej bez reszty (mąż nie jest tym zachwycony) Nie ma większych problemów zdrowotnych a przynajmniej takich widocznych dla ogółu .Mi się wydaje czasami ,że ma nadpobudliwość ,Nie można z nią iść na zakupy do marketu ,potrzebuje ciszy i spokoju .Widzę ,że nerwowo reaguje na silne bodźce -często płacze .Śpię z nią staram się zapewnić Jej jak największe poczucie bezpieczeństwa ,moją bliskość ,obecność.Nasze życie mocno się zmieniło .Jestem fabryką mleka .
bywa trudno ale i radośnie .Starsze córki radzą sobie świetnie ,Atka zdaje bezbłędnie maturę z 5 z polskiego  i dostaje się na studia na Biologię .Malwiś -całe gimnazjum czerwony pasek na świadectwie pomimo ,że bardzo mi pomaga i codziennie bierze siostrę na spacerek .Będzie dobrze ,mamy wprawdzie niewiele ,pracuje tylko mąż ale tym co mamy dzielimy się ,dziewczynki są dla siebie cudownymi siostrami i uwielbiają naszego małego szkraba .Patrząc na nie czuję ,że warto było ...Rodzina to największa wartość .
Nie wiem jak bym sobie bez nich poradziła ,wbrew temu co planowałam ,czułam się coraz częściej bardzo ,bardzo zmęczona . Najgorsze były poranki ,zwykle pod koniec dnia potrafiłam więcej z siebie wykrzesać.  Ale sprawy intymne przestały dla mnie istnieć ,o to zaczęły się sprzeczki ,kłótnie a to jeszcze bardziej zniechęcało .Myślałam zmęczenie -utrata libido ,jak już coś było to coraz rzadziej ,zaczęłam się migać .Jak w dowcipach o żonach ciągle mnie albo bolała głowa ,albo mięśnie albo byłam zbyt zmęczona .Czułam się nie rozumiana ,niekochana ,zaniedbana emocjonalnie .Jak miałam wytłumaczyć jak się czuję jak sama tego nie rozumiałam ,złe samopoczucie spadało na mnie znienacka odzierając z energii,by czasami po 1czy 2 dniach znów wszystko było dobrze .Może mi się wydawało ,przecież skoro po kilkunastu godzinach czuję się normalnie to nie może być choroba ,pojawiała się depresja .
Ale jeszcze chłonęłam radość od dzieci z natury ,czułam się potrzebna i miałam długie pozytywne okresy z dolegliwościami ,które zaakceptowałam jako swój model i trudno .Byłam mniej wytrzymała ,mniej lotna psychicznie ale dawało się to zrzucić na przejścia .
Jak Emi miała 2 lata zaczął się najtrudniejszy czas .Okoliczności życiowe wymagały ode mnie dużo -
sił ,spokoju ,cierpliwości ,mądrości i czasami mi się wydawało ,że nadludzkich umiejętności by to wszystko ogarnąć i nie zwariować . Nie miałam  czasu dla siebie ,czy ja kiedykolwiek żyłam realizując swoje potrzeby? Mama dostała udaru ...okres kolejnych 9 lat gdy Jej stan się pogarszał ,w między czasie wylew teściowej ,gdybym chciała opisać te trudne fizycznie i psychicznie wydarzenia powstałaby gruba książka .
Nie chcę wracać do tego czasu .Także nasze małżeństwo przeszło niekoniecznie zwycięską próbę ...
Zamknęłam ten czas do szuflady i wyrzuciłam klucz .Nie chcę dotykać blizn ,które powstały z ran zadanych .

 STAN CIAŁA I DUCHA

Minęło tyle lat od kleszcza i rumienia ,miałam objawy fibromialgii i tego się uczepiłam ,problemy ze snem ,moje ciało stało się zbyt wrażliwe na dotyk ,dotyk mnie bolał ,łóżko stało się niewygodne ,budziłam się wykończona .Wyczerpana byłam po kilku godz aktywności .Znaczne pogorszenie -myślałam -winna psychika ,tak też myślały moje córcie - reakcja psychosomatyczna na stres .Tak trwałam  w takim stanie złego samopoczucia ,ale łapiąc dni względnie dobre i wypełniałam je pasją do dzieci ,do fotografii ,do natury .Wtedy powstawały moje blogi -foto a małe dziewczynki ,którymi się opiekowałam dawały mi dużo radości i wiary ,że robię to w czym jestem najlepsza .. w sumie piękny okres wartościowo wykorzystany .

MOJE DNO

Mogło by to trwać gdyby nie ciało co się zbuntowało ,,,:) Pilnie potrzebuję naprawy ,zapasowych części brak  i byłam już krok od załamania bo czuję się coraz gorzej borelia niszczy mi kręgosłup ,Bóle stały się codziennością a najgorsze ,że wysiada mózgownica .Stany otępienia i jak mówią mgły umysłowej przestały być sporadyczne .Pamięć ,plany ,marzenia ...wszystko zaczęło zanikać .Ktoś kto tego nie doświadczył nie zrozumie o co chodzi ,jak to jest ...Jak wielkim wysiłkiem robi się zwykłe rzeczy.Zakupy stają się wyzwaniem ,nie rozumie się o czym jest książka ,lub film . Jak całym wysiłkiem woli staram się skupić na tym co się do mnie mówi . Jak nie można sklecić 2 sensownych zdań.Nadal robię dużo literówek ,błędów ,które kiedyś nie miały miejsca ale nareszcie nabrałam ochoty na pisanie ,co widać po moich dzisiejszych wypocinach .Piszę już z 5 godz ,i jeszcze nie mam dosyć,pobolewa mnie kark ale zachłannie chcę wykorzystać niespotykany od dawna przypływ myśli i energii .Sama jestem zdumiona co się ze mną dzieje .
Poczułam ,że wracam do siebie -psychicznie -normalnie myślę ,może nieco chaotycznie  ale chce mi się pisać jakby coś mi się w głowie nagle odkorkowało .To naprawdę bardzo dziwne ,rodzina wie jak bardzo byłam apatyczna a przyjaźnie mi się porozpadały bo nie byłam w stanie ich pielęgnować -egzystowałam w dziwnym stanie czując jakby nagle ktoś mi dopisał z 30 lat życia .czułam , zachowywałam i poruszałam się jak 80 letnia babcia choć myślę że obraziłam w tym momencie 80 latki -wiele z nich zachowuje świeży umysł i radość znacznie dłużej.Nie widziałam dla siebie nadziei .Były dni ,że najchętniej położyłabym się i umarła .
Stał się cud od 3 dni budzę się do życia i dlatego zaczęłam pisać bloga ,by jeśli to tylko chwilowa poprawa to chcę móc chociaż czytając wrócić do tego entuzjazmu ,który obecnie czuję .
Dziś już idę spać ,jutro napiszę co spowodowało taką zmianę .Sama w to jeszcze nie wierzę .
Powiem tylko :Dziś NIC mnie nie bolało .
Nie chce mi się wierzyć ,że wysiedziałam tyle godzin pisząc .Do jutra

1 komentarz:

  1. Aż nie mogę uwierzyć, że diagnostyka boreliozy w naszym kraju to tak długi i żmudny proces. Przeczytałam już kilka Twoich wpisów i bardzo Cię podziwiam za walkę z tym choróbskiem. Jesteś bardzo dzielna i silna! Oby tak dalej!!

    OdpowiedzUsuń